Moi uczniowie języka polskiego odkryli jakimś dziwnym sposobem źródło odwiecznej motywacji do nauki. Najprawdopodobniej piją z tego źródła jak Marian jagodziankę na kościach i uczą się aż furczy zawstydzając nieustannie swoją nauczycielkę. Bo to ja przecież powinnam siedzieć i wkuwać francuskie słówka, trenować język i gardło wymawiając ichniejsze „r” pięćset razy na minutę.
Moja motywacja przecież nie dość, że wita mnie każdym razem po powrocie z pracy, to jeszcze atakuje mnie ustami wrednych Szwajcarów mniej więcej co minutę. Tymczasem mi się czasem zwyczajnie nie chce, wolę czytać po polsku lub angielsku, wolę oglądać filmy w oryginale, wolę nie ruszać zgrzanego mózgu…
A moi uczniowie, mimo że wszyscy jak jeden mąż pracują na niezłych stanowiskach na 100%, mają rodziny i obowiązki, to dzielnie wkuwają słówka, przypadki i starają się dociec, czym się różni „Jest pięknie” od „To jest piękne”…
No, z pewnymi wyjątkami. Mam jednego takiego, którego motywacją jest chyba tylko ewentualna przyszła polska żona. Uczy się dobrze, dzielnie odrabia pracę domową, nigdy jeszcze nie przełożył zajęć, ale ma taki jęczący wyraz głosu, że zawsze się zastanawiam, czy to ze mną jest coś nie tak, czy ten typ tak ma?… To Bernard, Francuz, lat 45 (ale mamy lekcje przez skype, więc może 60, w końcu internet wszystko zniesie) swoim smutnym głosem jak pies bernardyn (w końcu imię zobowiązuje!) co lekcja dopytuje: „Jeszcze masz chłopaka, czy już nie?” zamiast „Jak się masz?”. Otóż imć Bernard prawdopodobnie całkiem niedawno przeżył ciężki rozwód i, jak sam stwierdził, babcia, której mama była Polką, powiedziała mu, że „wszystkie Francuzki to suki. Jak chcesz porządnej żony, wnuku, to ucz się polskiego i poznaj jakąś Polkę!”. No to Bernard uczy się polskiego… Jakbyście, miłe Panie, reflektowały, to mogę go odpalić całkiem tanio. W pakiecie dorzucę mnóstwo polskich komplementów i wbudowaną funkcję grzeczności wobec teściowej (Zaraz pani pomogę! Czy napije się Pani kawy?). Tylko, że nawet nie wiem, jak on wygląda…
Cała reszta moich uczniów za to aż tryska motywacją! Jedna uczennica zdradziła mi sekret, w jaki sposób wkuwa polskie słówka – otóż idzie na solidny spacer z kartką pełną słówek. Podrzuciłam jej więc mnóstwo polskich podcastów, a także filmiki z treningami Chodakowskiej na youtubie. Tak w ramach ciekawostki! A teraz otrzymuję smsy mniej więcej takiej treści: Joanna, co to znaczy: „Wciągnij brzuch aż do kręgosłupa, mocne pośladki i skłoooon”?
Skąd się wziął moim uczniom pomysł na naukę polskiego? Tak, jak zapewne myślicie – gruba większość ma polskie połówki, a niektórzy polskich przodków. Niestety nie zatroszczyli się oni o przekazanie języka polskiego swoim dzieciom i teraz te dzieci zamiast wyssać język „z mlekiem matki” wkuwają przypadki po nocach. Dlatego, drodzy emigranci, nigdy nie pozwólcie swoim dzieciakom mówić w języku kraju emigracji w domu, nie pozwólcie zapomnieć im polskiego! Może teraz marudzą i nie chcą, ale kiedyś podziękują.
A co z tymi polskimi połówkami? Cóż… większość się poddaje i nie zmusza ani zachęca swoich lubych do nauki polskiego. Ja też ze wstydem przyznaję, że odpuściłam Stevowi. Ale część ciśnie i to przynosi cudowne rezultaty. Nie zdradzę kto, ani w jakich okolicznościach, ale jedna taka z Romandii postawiła warunek swojemu miłemu: Nie ma polskiego, nie ma dzieci! I przysięgam – działa, jej luby naprawdę już sobie świetnie radzi po polsku.
Na koniec tylko głupi dowcip o uczeniu się polskiego:
Do sklepu wchodzi Chińczyk i mówi:
– Dziń dobre, poprosię siałatę.
Pani sklepowa odpowiada wolno i wyraźnie:
– Nie ma siałata!
Chińczyk na to:
– Po „nie ma” dopełniać, a nie mianownik, prosię pani!
Ja też odpuściłam mojemu Anglikowi, mimo że naprawdę chłopak ma talent. Mój ulubiony tekst: Dlaczego gdy jesteś zdenerwowana używasz słowa „obora”? Ja – ??? Myślę chwilę i wykrzykuję: „O, Boże!” 😀 Taki kumaty był z odmiany 😉
Ja mam na uczelni (RTH, nie w Polsce:)) kolege Szwajcara, ktory na wiesc o tym, ze jestem Polka, prawie oszalal, mowiac mi, jak kocha Husarie. Zapisal sie na kurs polskiego na ETH wlasnie. Jedyna motywacja byla milosc do Husarii i Sobieskiego:) Po Swietach przywiozlam mu patriotyczny koszulke z husaria, obawiajac sie, ze poczuje sie zmieszany (jest, jak wiele osob na ETH, nieco aspoleczny:)). On jednak ucieszyl sie jak dziecko, od razu ja zalozyl, kazal sobie robic zdjecia ze wszystkimi Polakami, jakich dorwal i opowiadal Wlochom, Niemcom, Austriakom z labu o tym, jaka Husaria jest cudowna. Wszyscy patrzyli na nas dosc dziwnie, mowiac szczerze. Zwlaszcza Niemcy i Austriacy. Jakby nie wierzyli, ze ktos moze byc zauroczony czymkolwiek, co polskie. Ja jednak bylam przeszczesliwa, ze sprawilam komus tyle radosci bardzo polskim akcentem.Rozpierala mnie duma:)
Toż to przecież już dawno potwierdzone, że Polki najładniejsze są 😉
Zdarzyło mi się uczyć kiedyś polskiego paru Francuzów. 1 chciał móc porozmawiać z teściową a drugi taką miał fantazję 😉 niestety żaden nie wytrzymał zbyt długo 😉