Moja Polska ma schizę, czyli jaki jest nasz prywatny i osobisty pryzmat przez który oceniamy swoje otoczenie

Niedawno oglądałam francuską wersję programu Mam talent, czyli France a un incroyable talent. Tak właściwie to nigdy nie oglądam żadnych talent szołów i innych tego typu przygód szokująco – socjologicznych. I nie, ja nie jestem z tych, którzy Wam wejdą na sumienie opowieściami o tym, jak to już wiele lat temu pozbyli się „pudła”, wieczorem czytają poezję i słuchają Szopena, jedzą tylko marchewkę, która spadnie z drzewa i piją tylko ranną rosę z płatków róż z kontrolowanego przez HOFBE, SFETRDTJAM i BXZDSGHCVXHS źródła jedynie 99chf za butelkę.

Nie. Ja nie z tych, co zamiast szopingu idą czytać Szopenhauera, ewentualnie na spotkanie klubu ochrony szopów. Przecież nie ma jak najkrwawszy w świecie atak zombie po mega-trudnym dniu. Tylko zombie są w stanie tak bezbłędnie wygładzić wszelkie zmarszczki i zgrubienia na pofałdowanym zwykle przez codzienne problemy mózgu. (Może dlatego, że ich największy przysmak to mózg?!)

Ale talent szołów nie oglądam. A, zaraz, znaczy się – nie oglądałam do tej pory. A dlaczego? Ponieważ polskie talent szoły mają denerwująco identyczną, nudną formułę. Wychodzi na scenę zaniedbane dziewczę po nieukończonym gastronomiku, a za to ukończonym domu dziecka i następnie powala wszystkim głosem będącym skrzyżowaniem Pavarottiego z Celine Dion. Oczywiście potem się okazuje, że to mała księżniczka, zagubiona córka słynnego śpiewaka. Wszyscy płaczą i obsiusiowują swoje kreacje. Kurtyna!

Nuuuuuuuda, Panie!

Pewnego razu jednak, gdy leciałam po kanałach szukając czegoś jakiejś świeżej krwi, to ku swojemu zdziwieniu zatrzymałam się dokładnie na francuskiej edycji Mam talent i… aż przysiadłam. Dlaczego? Otóż po scenie hasała radośnie obnażona od pasa w górę uśmiechnięta pastereczka ruszając swoimi piersiami w rytm jodłowania. Nie dotykając, znaczy się, swoich dwóch niewymownych. Ruszała tymi piersiami przy pomocy swoich pięknych pektorali. Eeeee… Sami zresztą zobaczcie:

https://www.youtube.com/watch?v=heEINIX3ndE&oref=https%3A%2F%2Fwww.youtube.com%2Fwatch%3Fv%3DheEINIX3ndE&has_verified=1

(przepraszam za jakość – jeszcze nie ma tego oficjalnie w sieci)

Tak apropos, to ta wesoła pastereczka była z Genewy. Po radosnym tańcu piersi na scenę wyszedł jakiś koleś przebrany za pszczółkę, który jął czołgać się po podłodze w rytmie opery Vivaldiego. Czy mogło być jeszcze dziwniej? Mogło!

Otóż francuska wersja tego popularnego programu po prostu taka jest! To nie historie Kopciuszka najbardziej bulwersują Francuzów, ale właśnie to, co najbardziej szokuje. Im bardziej ekscentrycznie, tym lepiej. Najbardziej trafnie podsumował to jeden z członków jury pytając retorycznie, czy ten program to jeszcze France a un incroyable talent (Dosłownie: Francja ma wielki talent, czy już France a un incroyable maladie mentale (Francja ma wielką schizę)?

I w taki to sposób francuski juror podsunął mi temat tego artykułu. Bo „moja” Polska, w mojej zeschizowanej lekko perspektywie też ma schizę!

Wiecie: tacy właśnie jesteśmy, że lubimy uogólniać. Jeśli mieszkamy w artystycznie obdartej kamienicy na krakowskim Kazimierzu i otaczają nas filozolo, muzycy w poszarpanych kapeluszach i poeci bez zęba i grosza przy duszy, to nasza Polska ma duszę.

Jeśli mieszkamy w zamkniętym osiedlu, pracujemy w korpo, a nasi znajomi razem z nami dorabiają się  i „wyrywają sobie” cenny czas na spłodzenie potomka, to nasza Polska jest inteligentna, umiarkowana i ambitna.

A jeśli naszym podwórkiem jest… podwórko, a koledzy na śniadanie piją setunię i pożyczają okoliczne Mercedesy, to nasza Polska jest złodziejska i fałszywa.

Przypomniała mi się taka sytuacja – jechałam kiedyś z mamą autobusem. To był pierwszy raz mojej mamy w komunikacji publicznej i tak z rozbawieniem patrzyłam, jak ta wypielęgnowana pani kładzie swoją otwartą torebkę na siedzeniu i zasuwa na tych swoich obcasikach, żeby z przerażoną miną skasować bilet. („Jak to się robi?”) Nie, przecież w „jej” Polsce nie ma złodziejów! Potem stara się wstrzymywać oddech i zamykać uszy na obfitą w panie lekkich obyczajów dyskusję dwóch gimbusów. („Co za patologia!”) Polska mojej mamy to kraj szczęśliwy, pachnący i dobrze wychowany.

Jaka jest moja Polska? Moja Polska ma schizę, bo większość ludzi, którymi się otaczam, jest lekko szalona, a przynajmniej skłonna w swojej kreatywności do robienia co najmniej dziwnych rzeczy! Mówią, że otaczamy się ludźmi podobnymi do nas. Niekoniecznie to prawda – często, szczególnie na emigracji, przychodzi nam żyć w otoczeniu, do którego nigdy byśmy nie aspirowali w naszym kraju. Ale mi zarówno w Polsce, jak i w Szwajcarii udało się stworzyć dookoła siebie grupkę takich samych frików. Na czym polega to „szaleństwo”? Bliżej szalonej Mariolki ze skeczu, szaleństw panny Ewy, czy Andżeliki z mięsnego – bohaterki „Jesteś szalona”?

Moje prywatne szaleństwo nie jest wcale metaforyczne, ale blog to może nie najlepsze miejsce na publikację zawartości tych słynnych żółtych papierów. Wystarczy tyle – autorka Szwajcarskiego Blabliblu to histeryczka pierwszej wody z tendencją do ataków paniki w różnych dziwnych sytuacjach, ale również do prób poznania siebie, swoich granic możliwości i wiecznego zadawania niedyskretnych pytań wszystkiemu i wszystkim. I proste – takie zachowanie odstrasza tych, którzy są „w normie” i przyciąga wszystkich innych, którzy lubią się konfrontować i drążyć w szukaniu prawdy. (I nie tylko: przyciąga również dzieci i zwierzęta… nie wiadomo dlaczego…)

Dzięki temu godzinami mogłabym opowiadać o moich znajomych. Niestety większość historii jest albo niecenzuralna albo niedyskretna, a historii o mnie samej się najzwyczajniej w świecie wstydzę. (Ten blog czytają również ludzie normalni!) Ale muszę coś Wam „sprzedać” po takim długim wstępie!

Opowiem Wam hit ostatnich miesięcy. Mój kolega nieco nadużył ziołowych środków psychoaktywnych i wmówił sobie, że posiada supermoce. Zebrał grupkę swoich znajomych i powiedział: „Popatrzcie! Zaraz się zrobię niewidzialny i zabiorę temu Hindusowi pieroga”. Po czym podszedł do Boga ducha winnego turysty jedzącego pierogi w ogródku kawiarnianym, zgarnął pieroga i w całości wepchnął sobie do ust. Po tym bezstresowo oddalił się do leżących ze śmiechu znajomych.

Moja niesławna historia pochodzi ze studenckich czasów. Otóż na swojej własnej domówce zasnęłam słodko na kanapie. W pewnym momencie się obudziłam, stwierdziłam, że czas iść spać, po czym wycałowałam wszystkich i poszłam spać. Tyle że… ja wycałowałam wszystkich… z języczkiem. Własnego chłopaka owszem, ale również identycznie pozostałych chłopaków. Nie ominęłam również dziewczyn… Towarzystwo otrząsnęło się z szoku dopiero do minucie po moim niesławnym pożegnaniu, które pozostało legendą. Ja na szczęście nic nie pamiętam, ale za wszystko bardzo żałuję.

Starzejemy się wszyscy powoli, ale nieubłagalnie i coraz mniej już jest szalonych pijackich historii przy których Kac Vegas to pikuś, coraz więcej za to szaleństw nieco innego rodzaju.

Z takich „poważnych” szaleństw można zaliczyć jedno mojej koleżance, która postanowiła swój urlop spędzić na dzikiej plaży w Indiach. Co w tym dziwnego? To był urlop…. macierzyński! A co!

Szaleństw mojej rodziny Wam opowiadać lepiej nie będę, ale wiecie – skądś musiał się w końcu wziąć mój charakter. Tylko tyle Wam powiem, że moja własna mama uwielbia wkręcać wszystkich dookoła siebie. Jest tak przekonująca, że wszyscy dookoła w to wierzą! Na przykład – ostatnio przywieźliśmy jej ikonę bizantyjską (wraz z kilkoma innymi obiektami religijnymi – ach te znajomości ze szwajcarskimi miliarderami!). Nagle słyszę, że mama opowiada wszystkim przy stole: Popatrzcie na tą ikonę – to z czystego złota z diamentami, nic nie chcę mówić, ale za to można by kupić dom. Tylko nie mówcie nikomu, bo jeszcze nam się włamią, albo co… No właśnie… Znając moją rodzinę, to pewnie zorganizowali już płatne wejścia w celu oglądania świętej ikony, która pewnie jak fama niesie (ach, Ci rodzice) sprawia cuda!

Dosyć tych facjecji, do czego dąży ten mój bardzo długi wywód o Polsce z mojej perspektywy? Chciałam Wam uświadomić/podkreślić jedną rzecz – to, jacy nas otaczają ludzie nie zawsze znaczy, że cała reszta jest taka sama! Polska wcale nie jest tylko odpowiedzialna, ambitna, dobrze wychowana, czy z drugiej strony złodziejska, fałszywa i chamska. Jest całą wielką mieszanką tych cech! Jeśli myślimy, że Polacy to złodzieje, to nie znaczy, że wszyscy kradną – ale, że czas może zmienić otoczenie.

Tak samo w przypadku innych narodowości: jeśli poznamy tylko dwóch Szwajcarów – naszego szefa-sztywniaka i jego wredną i zazdrosną żonę – to nie wyciągajmy z tego wniosków, że Szwajcarzy są okropni. Jeśli poznamy trzech Arabów: jeden to bijący mąż koleżanki, drugi – były współlokator zaniedbujący higienę, a trzeci – polujący na pozwolenie podrywacz, to nie znaczy wcale, że wszyscy są brudnymi brutalami w stylu maczo. Jeśli poznamy uprzedzonego do Polaków Niemca, to nie wyzywajmy wszystkich Niemców od nazistów. Po prostu – świat nie jest taki uproszczony, żeby na podstawie jednego egzemplarza oceniać gatunek. Bo wiecie, kiedyś do Radomia przylecą ufoludki i jak chytra baba im skubnie ich latający talerz, to cała ludzkość wyjdzie na złodziejską.

A dla Was? Jaka jest „wasza” Polska?

9 komentarzy o “Moja Polska ma schizę, czyli jaki jest nasz prywatny i osobisty pryzmat przez który oceniamy swoje otoczenie

  • 17 stycznia, 2016 at 2:14 pm
    Permalink

    Odzwyczaiłam się od takich długich wpisów na blogach. Jak pięknie ugryzłaś temat tolerancji i otwartości na innych, nie użyłaś ani razu drażliwych ostatnio słów emigrant, muzułmanin, uchodźca. Może wcale nie miałaś tego tematu z tyłu głowy. Ja jednak czytając odnosiłam to nie do poszczególnych osób, którymi otaczamy się na co dzień, tylko do aktualnego tematu postrzegania całości (uchodźców) przez pryzmat parunastu jednostek.
    „Moja” Polska jest tak różnorodna, ciekawa, każdy znajdzie w niej coś dla siebie. Nie sposób się w niej nudzić, zadziwia co dzień na wielu płaszczyznach. Wierzę w ludzi i w tą moją Polskę.

    Reply
    • 17 stycznia, 2016 at 5:16 pm
      Permalink

      Bingo! Jak zaczęłam pisać ten artykuł, zupełnie się nie spodziewałam, gdzie mnie poniesie… Także puenta niezbyt zamierzona, ale niespodziewanie trafna 🙂

      Reply
  • 17 stycznia, 2016 at 6:36 pm
    Permalink

    To mi przypomina, jak mi upadła komórka i wypadła z pokrowca (który był już połamany, ale jeszcze jako tako trzymał). Komórka poleciała nieco dalej, więc udałam się po nią pierwszą. Odwracam się po pokrowiec i co widzę? Żula wkładającego go do kieszeni. Gdyby nie to, że dziecko pobiegło w drugą stronę i musiałam je złapać, i to, że pokrowiec był w zasadzie do wyrzucenia…

    Reply
  • 17 stycznia, 2016 at 7:09 pm
    Permalink

    Dobre pytanie „Jak wygląda Wasza Polska?” Różnie, z tym, że jak zwykle drogowców zaskoczyła zima, tak przynajmniej było w miejscu mojego zamieszkania. Trudno było dojechać samochodem, bo lód, śnieg i nie wiadomo co jeszcze. Z wyjazdami młodych ludzi za granicę, bo z wyższym wykształceniem najczęściej czeka praca na tzw. „śmieciówkach” Ale też z pozytywami: pięknymi górami, Mazurami, ogólnie – fajnymi ludźmi.
    PS. Miałaś super domówkę. Nie jeden Pan był zapewne niezwykle zadowolony z pożegnania :-)))

    Reply
    • 17 stycznia, 2016 at 10:18 pm
      Permalink

      Chyba byli bardziej zakłopotani…:D

      Reply
  • 20 stycznia, 2016 at 1:19 pm
    Permalink

    Rewelacyjny wpis!! A puenta co najmniej zaskakująca! I zaskoczyła mnie nie dlatego, że już bardzo dawno oduczyłem się wszelkich uogólnień, także tych narodowościowych*. Raczej zaskoczyła mnie tym, że taka niespodziewana, w odniesieniu do całości tekstu!

    Pozdrawiam serdecznie!
    Piotr

    * No własnie…. napisałem, i refleksja mnie nie tyle naszła, co raczej walnęła obuchem. Mieszkając na południu Francji trzymałem się z daleka od naszych współobywateli, niestety… Ale to wynikało chyba ze złych doświadczeń bardziej, niz uprzedzeń, bo jednocześnie miałem dobrych przyjaciół wśród Francuzów, Rosjan i Ormian, a grono znajomych obejmowało również Tunezyjczyków i Algierczyków: chociaż ci ostatni nie pałali sympatią do siebie nawzajem 🙂

    Reply
  • 10 marca, 2016 at 7:53 pm
    Permalink

    To jest bardzo prawdziwe… Każdy ma swoją wizję Polski, ja też i czasami słysząc niektóre opinie mam wątpliwości czy ich autorzy wychowali się w tym samym kraju, co ja. A w ogóle im więcej różnych ludzi poznaję, również tych z innych kultur i kontynenów, tym bardziej widzę jak bardzo w gruncie rzeczy wszyscy jesteśmy do siebie podobni. Różnice kulturowe oczywiście istnieją, ale czasem można mieć więcej wspólnego z kimś z drugiego końca świata niż z sąsiadem z jednej klatki i przeżyć szok kulturowy na swoim podwórku.

    Reply
  • 7 sierpnia, 2016 at 8:06 pm
    Permalink

    W polskim „Mam Talent” mieliśmy już tworzących lalki brzuchomówców oraz… mistrza w jedzeniu bigosu 😉 Tak więc nie jest tak, że w były tam tylko wzruszające historie. Aczkolwiek fakt – chyba Klaudia Kulawik wzbudziła największe zainteresowanie (choć chyba bardziej mediów, a potem ludzi, a nie odwrotnie).

    Reply

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.