Nie kłam na rozmowach kwalifikacyjnych albo Ci wypadną włosy!

Znacie takie oto popularne przysłowia: „Kłamstwo nie popłaca”, „Kłamstwo ma krótkie nogi”. Jest również nieco inne, przeciwstawne: „Cel uświęca środki” i najwyraźniej to ono mi przyświecało pewnego grudniowego dnia, gdy odebrałam telefon od nieznanego numeru. Przećwiczyłam wtedy kolejne przysłowia: „wyjść jak Zabłocki na mydle” i „nadzieja matką głupich”.

Po drugiej stronie miła Szwajcarka świetnym hohdojczem poinformowała mnie, że dostała moją cefałkę od hedhantera i jest bardzo zainteresowana moim profilem blablabla… To nic, że ja przecież nie mówię po niemiecku. Ważne, że rozumiem, a i jestem bardzo uzdolniona w udawaniu, że mówię. Mój zakres dźwięków onomatopeicznych, powtarzanie tego, co właśnie mi powiedział rozmówca, zaawansowana mowa ciała, która przecież stanowi aż 80% komunikacji…

To nic, że przez telefon nie mogę się podeprzeć tymi 80%… Ważne, że pozycja, którą mi zaproponowała rozpaliła moją wyobraźnię. Pisanie i jeszcze otrzymywanie za to ładnej sumki – to jest niemal nieprawdopodobne, żeby miało być prawdziwe. Więc gdy miła pani zapytała mnie, czy mam teraz czas na rozmowę, odpowiedziałam bez żadnego wahania – oczywiście!

Wtedy nawet na moment w moim rozentuzjazmowanym mózgu nie postała myśl, że przecież ja mam na włosach farbę! Blond farbę! Wiem, wiem, mężczyźni pewnie nie widzą ani sensu ani związku. Panie natomiast zdają sobie sprawę z tego, że taką farbę można mieć na włosach przez ściśle określony czas i jeśli się ten czas przekroczy, to włosy staną się marchewkowo-zielone i jedynym ratunkiem dla nich będą nożyczki.

No ale zegarek pokazywał 15 minut do tej godziny „zero”, a ja stwierdziłam, że na pewno pierwsza rozmowa to takie bardziej badanie terenu, czyli na pewno nie potrwa ona długo. Pierwszą igiełkę niepokoju odczułam, gdy po 10 minut rozmowy po niemiecku miła pani zaproponowała przejście na francuski. Dla mnie to jak najbardziej w porządku, bo po francusku nie mówię ani prawidłowo ani z akcentem, ale za to mówię, a nie udaję. I rozmowa sobie biegła dalej, o poprzednich doświadczeniach, o dojazdach z Lozanny do Fryburga, 5 minut po czasie, o pracy w grupie, 10 minut po czasie, o tłumaczeniach versus pisaniu technicznym, o pracy z domu… Gdy było 15 minut po czasie, zamiast myśleć nad tym, co było dla mnie najtrudniejszym doświadczeniem zawodowym, większa część mojego mózgu grzała swoje komórki rozkminiając, jak zmyć farbę z włosów w taki sposób, żeby miła pani rekruterka nie usłyszała szumu wody. 20 minut po czasie bezskutecznie usiłowałam to zrobić wacikiem kosmetycznym, jednocześnie przekonując panią, jak świetnie sobie radzę z dowodzeniem grupą. 25 minut po czasie ze łzami w oczach przeklinałam samą siebie za to, że powiedziałam wcześniej miłej pani, że mam czas… Jak się z tego można było wykręcić? 30 minut po czasie zamiast skupiać się na opowieści haerki o firmie to ja już przeglądałam strony z perukami. 35 minut po czasie, gdy miła pani zaproponowała przejście na angielski, to ja już się pogodziłam z utratą sierści.

-No nic, wypadną, będę może i brzydka, ale za to bogata! I kupię sobie nowe włosy, a co!

45 minut po czasie skończyłyśmy, ja – marchewkowa oczywiście. Wysuszyłam włosy, pojechałam do apteki i kupiłam cały wielki zestaw super drogich kosmetyków do włosów.

Pracy oczywiście nie dostałam.

Jaki z tego morał? Nie kłam na rozmowach kwalifikacyjnych!

PS: Ta sytuacja zdarzyła się dokładnie rok temu. Włosy udało się uratować, ale hmmm…. powiedzmy, że dzięki temu wszystkie farmaceutki z Amavity w mojej okolicy zdobyły dużo życiowego doświadczenia odnośnie obsługi łysych w przyszłości klientek.

5 komentarzy o “Nie kłam na rozmowach kwalifikacyjnych albo Ci wypadną włosy!

  • 28 grudnia, 2015 at 2:29 pm
    Permalink

    O matko, co za historia. Uśmiałam się czytając, choć wtedy pewnie do śmiechu Ci nie było. Też miałam takie rozmowy kwalifikacyjne przez telefon i spóźniłam się przez nie na spotkanie w sprawie pracy, bo nie sądziłam, że może to potrwać tak długo. Moje trwały zazwyczaj 30-40 minut. Ostatecznie pracuję teraz zupełnie gdzie indziej, obyło się bez telefonicznej rozmowy.

    Reply
  • 29 grudnia, 2015 at 6:39 pm
    Permalink

    To historia :-))). Justynie Twoje wpisy umilają czas na lotnisku, a mi Twoje wpisy umilają czas w przerwach między pisaniem jednej umowy a drugiej ;-)))

    Reply
  • 29 grudnia, 2015 at 10:38 pm
    Permalink

    O matko, nie wiedziałam, że farbowane blondynki mają tak ciężko w życiu 🙂 Za to zaimponowało mi rozmawianie przez telefon po francusku przez tyle czasu! Ja raz po kilku minutach wypytywania jednego Francuza o szczegóły usterek silnika w mercedesie byłam tak wykończona (i nieszczęśliwa, że akurat nie chodziło o pasek rozrządu, bo jakimś cudem nadal pamiętam takie słówko), że dałam sobie spokój i powiedziałam, że napiszę maila. Gdybym akurat miała farbę na włosach, nie omieszkałabym o tym poinformować, żeby przerwać rozmowę jeszcze szybciej 😉

    Reply
  • 8 stycznia, 2016 at 5:24 pm
    Permalink

    O rrany, wiele razy rozjaśniałam włosy, nigdy mi się coś takiego nie przydarzyło, to nie wiem o co cho. Albo mam nietypowe włosy, bo moje się robią rude przed rozjaśnieniem do końca. Trzeba je rozjaśniać dużo dłużej niż zwykle, żeby ta rudość zeszła. Kilka razy chciałam sobie zrobić ciemny blond u fryzjera i ani razu się nie udało. Zawsze wychodziła marchewka (moje naturalne włosy to intensywny, czekoladowy brąz).

    Reply

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.