Czy kiedykolwiek odczułam dyskryminację w Szwajcarii? To pytanie nie raz pada z ust moich znajomych mieszkających w Polsce lub w innych zakątkach świata. Zawsze jednak budzi moje zdziwienie. Wiele się słyszy o demonstracjach antydyskryminacyjnych w Londynie, ogląda się filmiki, gdzie pijani Holendrzy wyzywają Polaków od tych i owych i czyta wypowiedzi wykształconych i inteligentnych Polaków mieszkających na Wyspach, którzy się skarżą na wszechobecne szykany ze względu na narodowość. Co więcej, niedawno czytałam komentarze Polaków, że „Szwajcarzy mówią, że my mieszkamy w norach”.
Nóż się w kieszeni otwiera. Nie wiem, z kim Ci Polacy się zadają, ale jakby mi ktoś powiedział, że mieszkam w norze, to byłaby ostatnia rzecz, jaką byłby w stanie powiedzieć przed zakończoną rehabilitacją po operacji wstawienia nowych jedynek. Jak można sobie pozwolić, żeby ktoś komentował nasze mieszkanie, albo stan majątkowy?….
Nigdy, w czasie mojego ponad trzyletniego pobytu w Szwajcarii nikt nawet na mnie nie spojrzał złym okiem, nie mówiąc o dyskryminacji. Najbliżej dyskryminacji znalazłam się w momencie, gdy mój chłopak kupował mieszkanie. Otóż mieszkanie to właściwie było pół domu. Warunkiem jego zakupu było zaakceptowanie nas przez naszych przyszłych potencjalnych sąsiadów, dlatego wyjątkowo starannie się ubraliśmy, a Steve to nawet przestał udawać na ten moment drwaloseksualnego (tzn. ogol…. hmmmm dodrapał się w końcu do czegoś różowego, co okazało się być skórą, wszedł pod prysznic i nawet go jakimś sposobem woda nie pogryzła i zmienił skarpetki, mimo że do Wielkanocy było jeszcze całe 2 miesiące). Ja ubrałam sukienkę i nawet na 5 minut wysokie obcasy, po czym po 3 chwiejnych krokach (a była 8 rano) je jednak wymieniłam na zwykłe cichobiegi. Czyli jak widzicie, przejęliśmy się mocno całą sytuacją.
Przyjęła nas para 70-latków, Szwajcarów pełną gębą, co już od początku mnie nieco spięło. A jeszcze tytułem dodania nieco kontekstu muszę Wam powiedzieć, że był to jeszcze czas, kiedy bardzo, a to bardzo obawiałam się otworzyć swoją buzię po francusku. (Nie żebym teraz jakoś wyjątkowo dobrze się czuła z moim francuskim – po prostu teraz mi to lotto!)
Rozmowa między Stevem, agentką nieruchomości a parą sąsiadów in spe toczyła się jednak gładko, wesoło i przyjemnie. Oczywiście starałam się jak najbardziej brać w niej udział żywo pomrukując, potakując i posapując z entuzjazmem. W pewnym momencie jednak nastąpił gwałtowny zwrot akcji, gdy prawdziwa Szwajcarka zapytała: „Ale… z nią się nie będzie można porozumieć po francusku, czy jak?” Poczułam się obrażona – czyżby może pochrząkiwanie było mało francuskie? Tymczasem Steve, agentka nieruchomości i nawet mąż tej sąsiadki zaczęli żywo zaprzeczać. Steve, że wszystko rozumie, tylko że się wstydzi dziób otworzyć. Agentka, że jak to, przecież chrząka. Mąż, że przeprasza, żona nie miała tego na myśli. Nawet żona zaczęła zaprzeczać, że pewnie, że nie miała, w sumie to chodziło o suahili, a tak w ogóle to ona znała Polaka raz w 50-tym, tak w nawiasie to owczarek polski podhalański, ale jaki śliczny, i w ogóle Boniek, Wałęsa, Jean Paul II, Cracovie i pierogi! Uuuuuf! Po 15 minutach wyszłam z tego spotkania przekonana, że coś nam to mieszkanie się nie zapowiada wesoło!
I co? Po dwóch latach mieszkania ściana w ścianę z parą Szwajcarów z dziada pradziada muszę stwierdzić, że nie ma lepszych sąsiadów pod słońcem. Dzielnie znoszą wszelkie nasze liczne wyjazdy, pilnując nam mieszkania, odbierając pocztę, podlewając naszą dżunglę w mieszkaniu i ogrodzie, dzielnie znoszą nasze domówki i pokerki, a nawet mój krok rodem z sawanny.
Apropos tego kroku, to raz nie wytrzymali i dali mi prezent – wielkie, puchate bambosze z kilkucentymetrowymi amortyzatorami. To była na pewno taka subtelna forma potwierdzenia tego, co Steve mi nieco mniej delikatnie powtarzał już od samego początku: „Tupiesz jak stado mamutów!”
A Wy? Spotkaliście się kiedyś z dyskryminacją na tle narodowościowym? Czy ktoś dał Wam kiedyś odczuć, że jesteście gorsi lub mniej warci, bo jesteście Polakami? Czy może po prostu ze względu na to, że moim partnerem jest Szwajcar, żyję pod „złotym kloszem” i nie znam rzeczywistości? Z chęcią poznam Wasze historie w komentarzach!
No niestety, do ubiegłej soboty też mogłabym powiedzieć, że Szwajcarzy nie mają nic do Polaków;) ale po kolei. Mieszkam tu jakieś pół roku, mam jeszcze spore problemy z językiem, no ale udało zaprzyjaźnić mi się z kilkoma „tubylcami” i od czasu do czasu wyskakujemy razem na jakiś fest 😉 W tę sobotę właśnie wybraliśmy się na imprezę i jak to na imprezie alkoholu nie brakowało, moje rozmowy ze znajomymi znajomych jakoś się kleiły, aż tu nagle podchodzi wypacykowany Szwajcar na dobrej bańce, kolega mi go przedstawia, a ten z głupim tekstem: Pole?? Wo ist meine Handtasche? i głupi śmiech. Potem zaczął się tłumaczyć, że żartował i pewnie wiem jaką opinię mają Polacy i takie tam. Niesmak pozostał
Ja muszę przyznać, że ja i moje towarzystwo nieustannie nabijamy się z siebie wykorzystując do tego oczywiście wszystkie stereotypy. Czyli nasz kumpel Rosjanin jak się zamyśli, to wszyscy mówią: „8 rano, a on pijany”, do mnie zawsze: „no idziemy już 3 kilometry na własnych nogach, powiedz Dżo, dlaczego my się z tobą kolegujemy? no użyj swoich polskich talentów i podwędź jakieś Porsche”, po Stevie zawsze jedziemy równo, że „sztywniak” i „wieśniak”, koleżanki Japonki zawsze pytamy, gdzie jej aparat fotograficzny…. A kumpel Niemiec to w ogóle ma pod górkę… tyle co się nasłucha biedak o Hitlerze…
Tyle że faktycznie, to przechodzi tylko i wyłącznie między przyjaciółmi. Jakby jakiś burak na słowo „Polka” zaczął się zastanawiać, gdzie jest jego torba, to też bym się wkurzyła!
W Niemczech niemiłe komentarze na temat Polaków słyszałam dosyć często. Od różnych osób w różnym wieku.
Zaczynając od dzieciaka w pociągu, który usiadł się naprzeciwko mnie i mojej polskiej koleżanki. Przerwał nam nasza ciekawą rozmowę zadając idiotyczne pytania, po czym jak dowiedział się, że jesteśmy Polkami i nie życzymy sobie jego natrętnego towarzystwa oznajmił, że my mamy się przesiąść, bo nie jesteśmy u siebie. On sam miał ewidentnie korzenie tureckie, a jego niemiecki kolega ostatecznie nas przeprosił za to chamskie zachowanie.
Podczas poszukiwania pokoju odwiedziłam dwie studentki, z których jedna miała chłopaka Polaka! Gdy zaczęliśmy rozmawiać o kosztach z wielkim uśmiechem na twarzy dziewczyna oznajmiła, że muszę zapłacić wyższą kaucję, bo przecież jestem z Polski… Żart numer jeden w Niemczech.
Nie raz zostałam pytana o to, dlaczego Polacy kradną? Z takimi ludźmi ciężko było dyskutować czy im cokolwiek tłumaczyć. Dopóki sami nie mają polskich znajomych (których lubią), albo na oczy nie zobaczą naszego pięknego kraju, sami nie przekonają się, że nie jest tak źle jak niektórzy to opisują, to ciężko przekonać będzie ich do siebie.
Podczas pożegnalnej imprezy na praktykach w Niemczech rozmawiałam krótko ze starszym mężczyzną. Jak dowiedział się, że studiuje w Polsce machną ostentacyjnie ręką i zrobił dziwną minę…
Podobnych incydentów było pewnie jeszcze więcej, a w sumie mieszkałam w Niemczech 1,5 roku. Na koniec dodam też, że istnieją wspaniali Niemcy nie patrzący na pochodzenie, czy niemiecki akcent. Są otwarci, mili, a także ciekawi nowych kultur. Dzięki temu te niemiłe komentarze mają mniejsze znaczenie.
No nieźle, nigdy bym się nie spodziewała, że niby w tych kosmopolitycznych Niemczech ludzie są tak źle nastawieni… Ja spotykałam się tylko i wyłącznie z bardzo miłym traktowaniem (tyle że nigdy tam nie mieszkałam)…
Do tej pory nie spotkała mnie żadna większa przykrość na tym tle ze strony Francuzów, choć docinki utrzymane w żartobliwym tonie na pewno się zdarzały. Ale ja żyję sobie wygodnie w mojej bańce mydlanej : mój partner jest Francuzem, ma kulturalną rodzinę i znajomych (czytaj jeśli nawet coś sobie myślą, to na głos tego nie wypowiadają ;)), pracuję sobie zdalnie w domu, nie muszę konkurować z Francuzami w pracy. Ogólnie wszelką ignorancję ze strony Francuzów na temat Polski traktuję z pobłażliwością i poczuciem humoru. Nie ma o co kopii kruszyć 🙂 Co najwyżej pouczyć delikatnie w temacie. Ale przyznam się bez bicia, że lekko się zdenerwowałam, kiedy jedna ze sąsiadek stwierdziła, że mój mężczyzna musiał wyhaczyć mnie w jakimś biurze matrymonialnym dla starych kawalerów, którzy szukają żon ze Wschodu :):) Ale jak poznała Ch. przekonała się, że nie jest siwiejącym panem po pięćdziesiątce i mam nadzieję zmieniła o nas zdanie 🙂
Mnie takie pytania, czy mój Szwajcar jest stary, łysy i brzydki spotykały tylko ze strony innych Polaków 😀
Kiedykolwiek podróżowałam do Włoch, zawsze się znajdzie ktoś zafascynowany Polską na mojej drodze 🙂 Pamietam zwłaszcza jedną sytuację sprzed wielu lat, gdy pilotowałam grupę we Florencji i na widok Polaków pewna Włoszka podbiegła do mnie, wyściskała mnie z zaskoczenia i zaczęła swój potok zachwytów nad naszym cudnym narodem, Giovanni Paolo II itd. Wręczyła mi nawet jakąś książeczkę, ponownie wyściskała, wycałowała i tak jeszcze ze dwa razy, ze łzami w oczach, jakbym była conajmniej Najświętszą Panienką 😉 No, nie spodziewałam się, aczkolwiek to było tak miłe, że będę ją pamiętać jeszcze długo 🙂
A tak poza tym, zdaję sobie sprawę ze stereotypów na temat Polek i we Włoszech, ale niespecjalnie coś sobie z tego robię. Robię za to swoje i dobrze na tym wychodzę. Lubimy się z Włochami i tyle 🙂
a mnie szef papiirschwiitzer tolerowal do momentu gdy – zwiazalem sie ze Szwajcarka. Potem – powiedzial – zniszcze Cie polski psie, bo jak smiales zerwac jablko ze szwajcarskiego sadu. Nie przedluze umowy i bedziesz deportowany bo za Rassenschande jest koniec…
no ale z zona jestesmy szczesliwi – choc mi umowy nie przedluzyl i dal tak negatywne referencje ze w zawodzie nie pracuje.
Na Bewerbungsgespräch mi nawet jeden powiedzial – nie wyglada mi Pan na idiote ale nie jest Pan czasami alkoholikiem?
O kurcze, to trochę szokujące w takim razie! Ja rozumiem takie delikatne podgryzanie, ale otwarta wrogość to zupełnie nie w stylu Szwajcarów. Współczuję w takim razie.