Koniec i początek nowego roku to oczywiście dla jednych czas szaleństw zimowych w droższych 200% niż zwykle hotelach, dla innych czas przekonywania się, że mimo, że bardzo się tęskni za rodziną, to 10 dni z mamą to o 9 dni za dużo, a jeszcze dla innych czas dołujących podsumowań i nigdy nie zrealizowanych postanowień na następny rok. Dlatego wyciągając Was z tego emo-kotła proponuję coś lekkostrawnego i dość zabawnego, czyli wyciąg ze statystyk Google Analytics Szwajcarskiego Blabliblu.
Kim jest mój domyślny czytelnik? Jest to mężczyzna lat 25 – 35 interesujący się sportem i turystyką. To jest ciekawe, bo to raczej kobiety są bardziej zaangażowane na polu komentarzy, konkursów, lajków i innych form aktywności. Wychodzi na to chyba, że panowie są tacy bardziej cichociemni. Mam tylko nadzieję, że Szwajcarskie Blabliblu nie jest takim małym guilty pleasure pomiędzy Sartrem a schematami kinematycznymi tokarki. Kobiety mają swoje seksy w wielkim mieście a mężczyźni Szwajcarskie Blabliblu…
W jakim mieście mam najwięcej czytelników? Oczywiście w Warszawie! Po niej jak z encyklopedii na liście znajdują się wszystkie polskie miasta w idealnej kolejności ze względu na ich wielkość. Na miejsce piąte wkręcił się Zurych, całkiem zrozumiale. Co ciekawe, patrząc pod kątem stolic europejskich, więcej czytelników mam w Londynie, Wiedniu, Paryżu i Pradze niż w Bernie, gdzie czyta mnie tylko 35 osób! O wiele więcej jest ich w Saint Gallen czy Lucernie!
Co się jeszcze okazuje? Emigrancka historia Szwajcarskiego Blabliblu jest najwidoczniej bardzo uniwersalna, ponieważ skupia czytelników ze wszech świata stron. Jeszcze jakiś czas temu emocjonowałam się tym, że czytują mnie w Bangladeszu, Nowej Zelandii, Brazylii, Kanadzie i na Barbadosie. Dzisiaj mnie to nie wzrusza, bo tych egzotycznych miejsc zrobiło się nagle tyle, że ciężko by wymieniać… Oczywiście 65% czytelników czyta mojego bloga w Polsce, a 19% w Szwajcarii (ta proporcja również mnie dziwi, bo wydaje mi się, że blog jest na tyle niszowy, że głównie przemawia do Polaków w Szwajcarii). Ale mam również po 1-2% stałych czytelników z Niemiec, Wielkiej Brytanii, Rosji, Francji, USA i Austrii.
Jaki artykuł wywołał najwięcej emocji w grudniu? Był to artykuł „Kocina po polsku” z 9 grudnia o tym, że Szwajcarzy jedzą koty i psy!
W jaki sposób czytelnicy znajdują Szwajcarskie Blabliblu? Oczywiście najwięcej mam wejść bezpośrednich, pomagają także linki z zaprzyjaźnionych blogów, kilka razy zostałam wykopana (i zakopana jak kamień w wodę…) na Wykopie, linkuje do mnie dość często Stowarzyszenie Demokracja Bezpośrednia, a także Partia Demokracja Bezpośrednia, onet.pl również bardzo lubi wrzucać co bardziej kontrowersyjne artykuły na główną, co mi przynosi nieco ożywczego powiewu hejtu.
Jakie słowa kluczowe należy wpisać, żeby znaleźć Szwajcarskie Blabliblu? To jest dobre pytanie. Najczęściej jest to Szwajcarskie + dowolna kombinacja blableblu, bliblable, blebleble, bleeeee. Jest także oczywiście Szwajcarskie Plum-Plum, za to na pewno odpowiedzialna jest moja mama! Co lepsza, są osoby, które w swojej wyszukiwarce mają ustawiony domyślnie tytuł z uroczym bleblebłędem i co rusz klikają w niego nabijając statystyki. Pozdrawiam te osoby serdecznie oczywiście!
A mój prywatny ranking słów kluczowych, po których czytelnicy kliknęli w mojego bloga?
- Czy Szwajcarki są ładne? (tak, czytelniku, są klasycznie ładne, ale nie w taki sposób jak urocze Słowianki, czy kobiece latynoski)
- Gdzie w Zurychu stoją prostytutki? (yyyyyyy, nie wiem. Ale czytelnik okazał się nie tak bardzo napalony, bo po kliknięciu w mojego bloga spędził na nim jakieś pół godziny czytając kilka artykułów bynajmniej nie na temat życia nocnego Szwajcarii)
- Jak powiedzieć po francusku: Nie zakochuj się we mnie? (Ne tombe pas amoureux de moi! Szwajcarskie Blabliblu życzy czytelniczce wspaniałego francuskiego romansu bez grama miłości!)
- Jak wyglądają Szwajcarzy? (Wszyscy wiedzą, że są wielcy, owłosieni na tyłku, a penisy mają w kształcie minaretu o poranku!)
- Gdzie szukać męża Szwajcara? (Jak to gdzie? Pewnie że w kościele! Przecież poza kościołem nie dość, że obcokrajowcy to jeszcze bezbożnicy!)
- Ciupciać (dlaczego o wujku googlu podałeś Szwajcarskie Blabliblu jako rezultat wyszukiwania słowa ciupciać? Dlaczego? Dlaczego????!!!! Za dużo tutaj o ciupcianiu, czy jak?)
- Dałam sobie zrobić dziecko obcemu (Nie wierzycie? – jak ja to pełna ciekawości wpisałam w googla jako pierwszy rezultat pojawił się mój blog! Pani natomiast gratulujemy, dziecko pewnie będzie bohaterem następnego filmu z sagi „Obcy – decydujące starcie”!)
- Ile na godzinę w Szwajcarii? (I teraz jest pytanie – co? Nie wiem, ale mi do głowy od razu przychodzą jakieś nieprzyzwoite opcje. Jeśli Tobie za to do głowy przyszło słowo „zarabiać”, to gratulacje! Jesteś normalny!)
- Jak się łamie nogi od szynki? (Bierzesz szynkę za nogę i tudup! Tylko nie zapomnij złapać szynki za obie ręce i za głowę, żeby Ci nie przypiederzyła z bańki!)
- Ciało zakopać pod drzewem (chyba wolę, jak Szwajcarskie Blabliblu się wyświetla młodym erotomanom niż chłopcom z Wołomina… Ale co by tu odpowiedzieć początkującym grabarzom z mafii? Skłon, kop, wyciąg, odmachnij, skłon, kop, wyciąg, odmachnij… i tak dalej, aż z dziury wyjdzie diabeł i nas zabierze na ekscytującą podróż do jądra Ziemi.)
To tyle na dzisiaj! Życzę wszystkim, żeby dzisiejsza noc była zapomniana (w przeciwieństwie do niezapomnianej!), a następny rok pełen przygód, nieoczekiwanych zwrotów akcji i historycznych momentów! Tylko wiecie, może te dziecko z obcym, w dodatku zakopanym pod drzewem to mała przesada!
Powyższe dane zebrałam z 1,5 miesięcznej statystyki na Google Analytics. Niezbyt długo, ale i tak wesoło i ciekawie!
Ściskam wszystkich przekazując najlepsze życzenia, szczególnie tych, którzy współuczestniczą w tworzeniu bloga poprzez komentarze na fejsbukowym fanpejdżu i na blogu, pomysły w wiadomościach prywatnych i wszelkie inne formy aktywności. Pisanie bloga w pustą przestrzeń byłoby na pewno bezcelowe i zwyczajnie smutne, także wielkie dzięki za Wasz głos. Pozdrawiam też tych wszystkich cichociemnych, którzy wiernie czytają, ale się nie ujawniają! Dajcie dziś popalić!
sdfsajdfsdkl%#0%*&alq2ncapsf… skdfjiwswetvb65454aiqyw^=@r9u….
sorki, zwijam się ze śmiechu pod biurkiem, a moja ręka bezwiednie krąży nad klawiaturą 😉
do siego roku JO!
I nawzajem! Co by się darzyło! 😀
Hyhyhy 😀 Dobre 😀 Mój faworyt to „Dałam sobie zrobić dziecko obcemu”, chyba czyta Cię nawet Sigourney Weaver 😛
PS To ja jestem tym 35-letnim erotomanem, wydało się 😛
Ile na godzinę w Szwajcarii? – mi przyszlo do glowy „Ile na godzine mozna pruc autostrada?”. Wcale nie uwazam sie za normalnego.
A to jest ciekawe! W ogóle mi to nie przyszło do głowy, że taki może być sens tego pytania, a brzmi super sensownie! To jest chyba różnica w płci mózgu 😀
No no Aśka, ja też o tym pomyślałam…
P.S. Do siego!
Mnie setnie ubawiło ciupcianie ;>, nie da się chyba niestety sprawdzić, który Twój wpis przyciąga takie cudne hasła? Google Analytics to również i moje nieustanne źródło radości, szczególnie na zimową chandrę ;).
Ha! Sprawdziłam, ale to dziwne, bo jak wpisuję w googla „ciupciać” to mój blog pojawia się dopiero na 8 stronie! Ktoś naprawdę dogłębnie sprawdzał to ciupcianie…….
Bardzo… „interesujący” wpis, podoba mnie się 😀
Pozdrawiam
Dzięki, Mania!
Czytając ten wpis, akurat trzymałam „uspane” dziecko na rękach – dobrze, że syn juz mocno odleciał, bo nie mogłam powstrzymać parskania 😀
Ciekawa sprawa, że masz, jako właścicielka bloga, dostęp do takich statystyk prowadzonych przez Googla. Nie prowadzę swojego póki co, więc nawet nie jestem świadoma jak to wygląda „za kurtyną”.
Swoja drogą, ostatnio przypadkowo znalazłam blog o tytule „pamiętnik windykatora” – i tak zafascynowało mnie to, że windykator TEŻ MA DUSZĘ, ba! Nawet bloga pisze…. ! Że przystanęłam na nim dobrą godzinkę. 😀
I zafrapowało mnie to, że wiele wpisów tego windykator zaczyna się od ” ktoś w Płocku wpisał w wyszukiwarkę wrazę”xxx” , więc odpowieadam”. Albo ” ktoś w Jeleniej Górze wpisałw wyszukiwarkę „yyy”… ”
Zdumiało mnie to, skąd ten człowiek wie, gdzie i co ktoś wpisuje w wyszukiwarkę?! Pytanie czy ma jakieś specjalne udogodnienia inwigilacyjne jako windykator, czy może każdy jeden blogopisarz ma takie możliwości ( 😛 ) .
A tak poważniej, na serio czasem mnie to martwi i trochę przeraża, że Google tak skrupulatnie nas inwigiluje. Niedługo, za przeproszeniem, bąka nie będzie można w domu puścić tak, żeby Wujek Google sie o tym nie dowiedział… !
Aj sporo literówek i pozjadanych słów. Niestety nie mogę tego edytować.
Takie uroki/przekleństwo Google Analytics. To taki program, gdzie się rejestruje, rejestruje swoją stronę internetową/bloga i GA w kodzie naszego bloga wstawia zbieranie statystyk o czytelnikach. Nie są to bardzo dokładne dane – tzn. nie mam imienia i nazwiska osoby, która coś tam skomentowała, ale jestem w stanie powiedzieć skąd jest, jaką ma wyszukiwarkę domyślną, dostarczyciela internetu, w jakim mniej więcej jest wieku i wiele innych podobnych danych.
Niestety i stety w internecie nikt nie jest anonimowy. Z jednej strony to dobrze, bo ludzie bardziej liczą się ze słowami wiedząc, że łatwo można ich znaleźć, z drugiej strony…kto wie, co z naszymi danymi robi taki google…