Adwent w Szwajcarii czyli na co właściwie czekają Ci Szwajcarzy?
Dzisiaj będzie moja szwajcarska opowieść wigilijna. Grudzień, ciemno na zewnątrz przez większość dnia, mroźnie i w wyżej położonych wioskach pełno śniegu, a Szwajcarzy przygotowują się do świąt. Jak się do tych świąt przygotowują? Głównie w sklepach i na jarmarkach świątecznych, na warsztatach robienia wieńców i koron adwentowych, stroików i świeczników. Wszystko jest zielono – czerwono – złote, przystrojone świecidełkami, aniołkami, reniferkami i ostrokrzewem.
Festiwal Światła w Lozannie, zdjęcie z oficjalnej strony festiwalu: http://festivallausannelumieres.ch/
Praktycznie wszędzie panuje świąteczny, podniosły nastrój zakupów. Każde miasto i miasteczko, każdy dom jest prześlicznie rozświetlony i udekorowany. Z każdego sklepu leci „Last Christmas” i „Silent night” z nagranym podprogowo „Musisz mieć ten sweter z reniferem”, „Bez tych skarpetek z bałwankami będziesz wyglądał jak bałwan”, „Jak będzie wyglądał stół świąteczny bez tej nowej zastawy w srebrne gwiazdki?”. Drewniane, tradycyjne chatki sprzedają grzane wino i gliniane ręcznie robione (przez nieletnich więźniów w Chinach) aniołki, bez których Twoje życie będzie puste i bez sensu. Zaraz, zaraz, a o jakim kraju mówię? Anglii, Szwajcarii, Polsce, Francji, czy Niemczech? Przecież wszędzie jest tak samo! Każdy piecze te cholerne ciasteczka z cynamonem w kształcie gwiazdek! Każdy wiesza wieniec i dzwoneczki na drzwiach i ogląda Kevina!
Średniowieczna wioska świąteczna na zamku Chateau de Chillon
Czym różni się na pierwszy rzut oka czas Adwentu w Szwajcarii i w Polsce? W Szwajcarii nie zjesz Jezuska z piernika, z czekolady lub alternatywnie w szopce z ośnieżonego drewna. Reniferka, gwiazdkę, sanki i mikołaja tak, ale Jezuska nie. W szopce w mojej wiosce są owieczki, osiołek i coś co przypomina lamę, ale nie ma tam głównego bohatera świąt. Solenizanta nie ma również w szopkach kościelnych i trzeba bardzo mocno szukać, żeby go znaleźć w ogóle gdziekolwiek. Próbowałam znaleźć jakieś dyskusje na ten temat w szwajcarskiej prasie, precedensy w szwajcarskim prawie na szczeblu lokalnym lub federalnym, ale nie mogłam na ten temat nic znaleźć! Najwidoczniej niewielu już w Szwajcarii obchodzi, co my to właściwie świętujemy.
Górska wioska świąteczna niedaleko Montreux
No i wyjdę tutaj na wojującą katoliczkę, ale właściwie nie o to mi chodzi. Wiecie, jak wyglądają święta w Szwajcarii? Tak w zasadzie jak każde spotkanie rodzinne – siada się do stołu i je. Co się je? To, co każdy lubi. Nie ma w zasadzie żadnych specyficznych szwajcarskich potraw świątecznych. Oczywiście międzynarodową modą piecze się ciasteczka i nadużywa cynamonu, goździków i gałki muszkatołowej do niemal wszystkich potraw. Oprócz tego daje się i przyjmuje prezenty. Oczywiście to wszystko na ślicznej, nowej zastawie, przepięknym obrusie z gwiazdkami, nowym stole (trzeba było przecież kupić nowy, żeby pasował do nowego obrusa), i na świątecznym srebrnym dywanie (nie można się oprzeć tym jarmarkom bożonarodzeniowym!). I tyle!
Kiedy się organizuje święta? Jak to kiedy! Wtedy kiedy wszystkim pasuje, więc na przykład może być w połowie stycznia, albo 20 grudnia! Co jest najpewniejszym prezentem dla dorosłych? Zdrapki! Szwajcarzy uwielbiają drapać z nadzieją na te milion franków. Przy okazji świąt szwajcarski lotek wydaje specjalne karty – zdrapki w formie kalendarzy adwentowych, zdrapki w formie kartek świątecznych, czy zdrapki z wygraną gwarantowaną przynajmniej 20 franków. Dzieci otwierają paki pełne Playstation i robotów-piesków a rodzice drapią – grat – grat – grat – grat…
Dom Świętego Mikołaja w Romandii
A Polacy w Szwajcarii…. zwykle w Wigilię lądują zamknięci w pokoiku słuchając polskich kolęd i zalewając się rzewnymi łzami w tęsknocie za tym karpiem, którego i tak nigdy nie lubili, kapustą z grzybami, po których zjedzeniu dom przypominał bombę wodorową i fałszowaniem z ciociami „Bóg się rodzi”…
Wyszłam może w tym artykule na taką, co walczy z tą całą świąteczną komerchą, odwraca się plecami do reniferków i zamyka oczy, jak widzi świeczuszki, a wcale tak nie jest. Uwielbiam grzane wino, kolędy, całować się pod jemiołą (jak się w dodatku trafi własny chłopak pod tą jemiołą, to w ogóle jest bomba…).
Tylko to całe przygotowania mają jedynie sens, jak się faktycznie na coś czeka. Coś, co nie zdarza się każdego tygodnia, jak rodzinny obiad w Szwajcarii. Opłatek, życzenia, śpiewanie kolęd, Wigilia, pierwsza gwiazdka, prezenty, sianko pod obrusem, tradycyjne potrawy i napoje, Pasterka, odświętne stroje, modlitwa przed jedzeniem i odczytanie tekstu z Biblii o narodzeniu Jezusa. Muszę Wam powiedzieć, że wszyscy znani mi obcokrajowcy, którzy uczestniczyli w polskiej Wigilii traktują to jak zdobycie odznaki „Dzielnego Zucha”. „A ja jadłem takie kwaśne ryby na surowo!”, „A ja byłem na mszy o północy!”, „I wiecie co, tam jest aż dwanaście potraw, a żadnego mięsa!”, „I jest jedno nakrycie dla niespodziewanego gościa!”. Nawet sobie nie zdajecie, jak nasza tradycyjna Wigilia zdobywa serca zagranicznych gości. Mój osobisty zagraniczny gość nawet nie chciał wziąć pod uwagę Wigilii nie w Polsce, rzekomo bo „przecież Twoi rodzice się na nas wkurzą!”.
!!!!!!!!!!!!!!!KONKURS!!!!!!!!!!!!!!
Święta nie mogą się obyć bez prezentów, dlatego patron naszego wydarzenia „Blogowanie pod jemiołą” – wydawnictwo Lektorklett (PONS) zasponsorował dwie nagrody w świątecznym konkursie: (1) „Fiszki 1000 słów na co dzień – Język niemiecki” i (2) „Fiszki 1000 słów na co dzień – Język francuski” (Niestety część włoskojęzyczna Szwajcarii będzie trochę poszkodowana tym razem.)
Na czym będzie polegał nasz konkurs:
Osoby, które chciałyby uczestniczyć w naszym konkursie muszą w okresie 9 – 20 grudnia 2014 roku wysłać na mój adres mailowy: jlampka@gmail.com swoją osobistą ideę idealnego kraju zlepionego ze Szwajcarii i Polski! Co byście „zabrali” do swojej prywatnej ziemi obiecanej ze swojej ojczyzny, a co ze Szwajcarii? Czy tylko walizki ze złotem? (Szwajcaria) Czy tylko wspaniałych znajomych? (Polska). Do swoich szalonych konceptów utopijnych nie zapominamy dopisać informacji, czy jesteśmy zainteresowani Fiszkami niemieckimi, czy francuskimi i podać swoje imię i nazwisko i/lub pseudonim artystyczny. Plus krótką zgodę na publikację.
Wybiorę najbardziej „ruszające”, najoryginalniejsze, najśmieszniejsze, najciekawsze pod wieloma względami idee spośród przesłanych i dnia 22 grudnia ogłoszę 2 zwycięzców konkursu, którzy otrzymają od naszego patrona PONSa wybrane nagrody drogą pocztową. W tym samym artykule opublikuję co najmniej kilka naszych prywatnych Polcarii / Szwajski (nie obiecuję, że wszystkie, ponieważ nie wiem, na ile starczy miejsca). Nagrody dojdą do Was już w nowym roku.
Nasz patron Lektorklett ma dla nas następną niespodziankę: RABAT na wszystkie swoje produkty! Do końca stycznia na hasło: 15PROBLOGOWANIEPODJEMIOLA w sklepie internetowym wydawnictwa PONS otrzymacie 15% rabatu! A tymczasem czekam na życzenia dla tych, którzy te święta spędzają poza Polską!
A zaglądaliście już do innych blogerów? Jeśli nie, to koniecznie kliknijcie na adwentowe okienka! Pod co najmniej kilkoma okienkami ukryte są również bardzo ciekawe konkursy z nagrodami!
Mi się nie wydaje, żeby w tej Szwajcarii te święta były aż tak straszne – ci których znam, świętują w Wigilię, gdy tam mieszkałam z całą rodziną przed wieczerzą wybraliśmy się na mszę do katedry, gdzie czytano o narodzeniu Jezusa, radośnie śpiewano, a po mszy na placu pod choinką kolędowano – każdy dostał teksty. Jest to przede wszystkim czas rodzinny. Mają w domach szopki betlejemskie, czy z Jezusem czy bez to szczerze nie pamiętam, ale wydaje mi się, że można by to wytłumaczyć czekaniem na jego nadejście? Co do posiłków to słowianom nikt nie dorówna 😀 tradycji mamy wiele i szczerze mówiąc nie pamiętam kiedy ostatnio tak bardzo nie mogłam doczekać się świąt jak w tym roku – tym razem Szwajcaria „uczy się” u mnie w rodzinnym domu :))
Konkuuuuurs! rzadko kiedy biorę w nich udział, ale ten jest tak genialny, że zamiast szykować się do wyjścia szkicuję w głowie swoją wizję 😀
Pozdrawiam <3
I tu się dowiedziałam, co z tym Jezuskiem w szopce (oczywiście na privie, a skomentować mam sama :P) Jezuska w szopce nie ma tylko ponoć w kantonach protestanckich! W kantonach katolickich jak najbardziej jest!
W domu w kantonie Aargau również znalazłam w szopce Jezusa. Zajrzałam tam z czystej ciekawości bo wszystko było robione ręcznie i musiałam „pomacać” 😛 Oprócz umiejscowienia pod choinką Jezusa śpiewali również kolędy. Nie towarzyszyła wszystkiemu pompa do jakiej jesteśmy przyzwyczajeni, ale bardzo mi się podobało. Bez godzin spędzonych w kuchni i angażowania chomika w świąteczne porządki, bez rodzinnych i godzinnych zakupów jak na wojnę. Najedliśmy się i odpoczywaliśmy spędzając razem czas. Chyba właśnie takie święta lubię 🙂 A co do prezentów – nikt nie dostał zdrapki ani najnowszego xboxa. Od lat w ramach prezentu przynajmniej raz do roku wyjeżdżają wszyscy razem w wybrane miejsce 😉
Ten wyjazd to znakomity pomysł! Sama bym z chęcią taki wprowadziła w mojej rodzinie zamiast prezentów! Ale niestety tradycja musi być – kilka razy próbowaliśmy wprowadzić zasadę, że nie dajemy sobie prezentów, bo oszczędzamy, i oczywiście się okazywało, że i tak każdy przynosił prezenty…
Ciężko zwalczyć nałóg kupowania prezentów 😉 Każdemu w głowie siedzi, że „tak należy” bo co będzie jak dostanę a sama komuś nie przyniosę? U mnie w domu całe szczęście udało się zejść do pułapu upominków – najczęściej są to książki. Czyli każdy jest zadowolony 🙂
W wyjeździe, o którym pisałam wyżej nawet udało mi się uczestniczyć. Super spędzony weekend, aktywnie, rodzinnie i przyjemnie 🙂 Jeśli tylko nadarzy się szansa aby przemycić taką nową tradycję, polecam z całego serca! 🙂
Bardzo ciekawy wpis – z jednej strony trochę żal, jak się czyta o komercjalizacji Świąt, ale z drugiej chyba w każdym z nas, nawet jeśli bardzo głęboko, istnieje przywiązanie do tradycji bożonarodzeniowych.
Zdrapki? Nie miałam pojęcia, że je Szwajcarzy tak lubią!
Ja bardzo lubię nadużywanie cynamonu i innych przypraw piernikowych w tym okresie. Ostatnio idąc ulicą Bazylei pachniały mi też pieczone kasztany 🙂
Hmmm… z naszego punktu widzenia to ich święta nie mają sensu, bo w sumie nie wiadomo co świętują. Z drugiej jednak strony myślę, że skoro co roku obchodzą tak święta, to jest to dla nich normalne i być może celebrują same rodzinne spotkania, obdarowywanie się/ otwieranie prezentów itp. Może po prostu ich tradycja jest nieco bardziej „płytka” niż nasza, co nie znaczy że gorsza. Swoją drogą gdyby wszyscy mieli okazję przeżyć prawdziwą polską Wigilię, myślę że większość byłaby zdziwiona, skąd pochodzą poszczególne tradycje, które są tam już oddzielone od korzeni ich pochodzenia. Ale czy chcieliby się zamienić? Wątpię, bo jak wiadomo przyzwyczajenie drugą naturą człowieka, tak więc zapewne oni nadal będą obchodzić Wigilię tak jak teraz i mam nadzieję, że w Polsce będziemy obchodzić Święta tak jak dotychczas (z potrawami, kolędami, rodziną i jemiołą) i będziemy z tego dumni wobec innych narodów, gdzie nie ma aż tak rozbudowanych tradycji.
Wspaniały wpis! 🙂
Oczywiście e mail wysłany 🙂
Pewnie mnie tutaj zaraz zbanujecie … ale „co my to właściwie świętujemy” 24 grudnia? Czyżby przesilenie zimowe? Saturnalia? Narodziny Sola i Mitry? Co tam robi pogańska choinka? Dlaczego w katolickiej Hiszpanii nie dzielą się opłatkiem? A ateiści w Polsce (gatunek rzadki aczkolwiek nie wymarły) co świętują?
U mnie nie ma banowania za poglądy 😀 Ewentualnie za brak umotywowania wyzwisk. Zależy kto co świętuje tego 24 grudnia:D Jedni świętują urodziny Jezusa, inni święto przesilenia zimowego, jeszcze inni po prostu jedyną okazję w roku do zobaczenia swoich najbliższych. Tu o brak jakiejkolwiek wyjątkowości mi chodzi. W Szwajcarii jest to kolejna rodzinna kolacja. W Polsce bardzo tradycyjna wieczerza z takim samym scenariuszem od lat odmierzająca w symboliczny sposób czas.
Dzielenie się opłatkiem to ZWYCZAJ więc nie ma nic wspólnego z religią danego narodu, pokaż mi przykazanie „będziesz dzielił się opłatkiem” jeśli się mylę 😉
Właśnie o to mi chodzi, że tradycyjna polska wigilia to wypadkowa nakładania się wielu kultur. Tak samo jak w innych krajach ich obchody 24 grudnia. Nie za bardzo lubię postawę, którą bardzo często widzę u rodaków za granicą „nasza wypadkowa jest lepsza niż wasza”. Z ciekawostek to mogę napisać, że w Katalońskiej szopce bożonarodzeniowej jest figurka robiąca kupę, dzieci katalońskie biją patykami kawałek drzewa, żeby (w dosłownym tłumaczeniu) wysr*ł im cukierki. Z kolei w ateistycznych Czechach wcinają karpia i sałatkę warzywną, w Anglii króluje indyk i szaleństwo przedświątecznych zakupów. Na północy Polski prezenty wręcza Gwiazdor, na południu Mikołaj. W Czechach Jezusek a w w całej Hiszpanii trzeba czekać do 6 stycznia bo prezenty przynoszą Trzej Królowie:)
Urządzałam raz Wigilię w Szwajcarii – byli tam Niemcy,Szwajcarki, uchodżca z Iraku i Polacy.
Pierogi z kapustą zniknęły momentalnie, ryba -,jak ryba nic nowego, kapusta z grzybami smakowała,barszcz z uszkami ,o tu już był entuzjazm! najbardziej smakował Uchodźcy, natomiast kompot z suszu to było przeżycie .Niektórzy pili zatykając nos, bo tak dymem pachnie, niektórzy łyknęłi i…pili i pili, niektórzy się nie zdecydowali na spróbowanie.
Opowiedziałam o tradycji opłatka ,dzieleniu się i życzeniach – goście byli poruszeni i wzruszeni i prosili o opłatek na pamiątkę. A szwajcarska nastolatka nie jadła nic ,poprosiła o zamówienie pizzy!
Oj, Jo! U Ciebie jak zawsze trochę przekornie. U większości osób leje się lukier ze słów o świętach, Ty bardziej krytycznie 🙂 Ale chyba też tęskniłabym za takim świętowaniem jak tu, choć tu czasem bywa irytujące w swojej słodyczy 😉
I chyba właśnie po takich świętach zagranicą doceniamy te nasze polskie tradycje 🙂
Ale i u nas trochę mniej widać tego Jezuska. Wszędzie króluje choinka, Mikołaj, renifery, elfy. Dawno nie widziałam kartki z Jezusem i żłobkiem.
Gdy czytałam reakcje na polską wigilię, przypomniała mi się relacja z bloga Rodziny bez granic, tytuł brzmiał: Polish Christmas: Don’t panic!
Gdzieś już chyba o tym pisałam u Ciebie, ale nawet jeśli to się powtórzę- uwielbiam Twoje poczucie humoru!!