Rozmowa z kolegą Szwajcarem, młodym tatą:
Ja: – A Twoja rodzina Wam trochę pomaga?
On: – Oczywiście! Mama nawet specjalnie przyjechała na jego urodziny!
Ja: – Aha! Specjalnie przyjechała? To gdzie mieszka?
On: – W Senegalu. Buduje tam szkołę i zajmuje się sierotami.
Ja: – To raczej nie macie pomocy babci?
On: – Jak to nie mamy? Teraz nawet przyjeżdża na pierwsze urodziny. A raz w tygodniu gadamy przez skypa, to mama może zobaczyć małego.
Ja: – A ile Melanie zostaje z dzieckiem w domu?
On: – No, przez cały czas jest w domu.
Ja: – No to przynajmniej zaoszczędzicie na niani.
On: – Nie, no oczywiście mamy nianię! Przecież Mel pracuje na 30% etatu, musi wyjść troszkę z koleżankami, po jakieś zakupy, chodzi też na jogę i jogging.
Ja: – (Kurczak pieczony marynowany w ziołach i papryce!!!)
On: – Chociaż ja mam też kilka wieczorów na naszego małego. Mel ze mną zostaje w domu, albo może sobie gdzieś wyjść.
No i mamy tutaj klasz kulturowy. Zdaję sobie sprawę, że kwestia matkowania, tatkowania, babciowania i dziadkowania się w Polsce zmienia, a właściwie podlega bardzo ostrej i bez trzymanki debacie społecznej. Ale jeszcze nigdy nikt mi nie wytłumaczył tego tak bez jakiegoś zadęcia i pretensji. Mel, no przecież jest z dzieckiem w domu, ale to nie wyklucza to pracy, swoich zainteresowań, swojego osobnego życia. Nie jest ani kurą domową ani wyrodną matką. Babcia jest w Senegalu, gdzie się spełnia w pracy społecznej, ale nikomu nie przyszłoby do głowy wieszanie na niej psów.
Ale nie jest to jedyny szwajcarski model. Mamy tutaj taką koleżankę, która za hucznych czasów panieńsko-bezdzietnych hulała tak zdrowo, że każdy poważnie się zastanawiał, jaką będzie matką. Uwierzcie, koleżanka paliła i brała takie rzeczy, że prawdopodobnie trzeba by dopisać parę literek do tablicy Mendelejewa, żeby je opisać. A praca od 6 rano do 2 w nocy to był w zasadzie standard. Po urodzeniu dziecka stwierdziła, że do pracy nie wraca, a teraz nawet po 1,5 roku psychicznie jej trudno oddalić się od swojego dziecka choćby na pół godziny. Nikt tego nie komentuje – taki wybór. Kolejna koleżanka po 2 miesiącach wróciła do pracy na 100%, również bez zbędnego podniecania się tym tematem.
Właśnie przeczytałam artykuł na gazecie.pl o nowej książce pt. „Matka feministka”, w której autorka postuluje o wsparcie dla matek pracujących. Pod artykułem oczywiście jad, wyzwiska i kalumnie. „Twoje dziecko będzie mówiło „mama” do niani.”, „Nic dziwnego, że odchodzi od Ciebie mąż, skoro jedyne co masz do zaproponowania, to rozmowa na temat koloru kupki.”, „Twoje dziecko nie będzie pamiętało zapachu domowej babki”, „Jak można być takim leniem i cały dzień siedzieć w domu z dziećmi”, „Ty wyrodna matko”, „Ty kuro domowa”, „Ty karierowiczko”, „Ty leniu”, „Ty egoistko”, „Ty Matko Polko”!
Szwajcaria, przeglądam prasę. Artykułów na ten temat brak. Dyskursu społecznego brak. Matki pracują albo nie pracują. Rzadko pracują na 100%, ponieważ niestety system szkolno – przedszkolny nie jest temu przyjazny, ale dziwne ułamki etatu nie są niczym dziwnym. Są matki, które nie pracują i świadomie zajmują się domem i dziećmi i jakoś nie wzbudza to w nikim oburzenia. Żłobki mają się bardzo dobrze i nikt – słownie: nikt – nie peroruje o ich szkodliwości na psychę niemowlęcia. To znaczy niemowlęta trochę perorują, ale głównie jest to: „Łeeeeeee! Buuuuuuu! Łiiiiiiii! Prrrrrr!”.
To gdzie się podziali dziadkowie z ich misją dziadkowo-opiekuńczą? Dziadkowie dobrze się mają! Korzystają z uroków życia, jeżdżą po świecie, ale co jakiś czas spotykają się oczywiście ze swoją rodziną, tulą i rozpieszczają wnuki, jak to dziadkowie. Czy działają jako bezpłatna niańkowa siła robocza? Czasami. Ale w zasadzie nikt od nich tego nie wymaga. Raczej w większości rodzin jest wyraźny rozdział najbliższej rodziny od dziadków. Dziadkowie nie wychowują dzieci, ale też nie wtrącają się do życia młodych, również finansowo.
Jak to wygląda z drugiej strony, opieki dzieci nad niedołężniejącymi rodzicami? W podobny sposób. Dziadkowie na ile potrafią, radzą sobie sami. Potem dzieci przejmują nad nimi opiekę, albo dziadkowie przenoszą się do specjalnych instytucji. 95% rodzin wybiera tą drugą opcję. I znowu. Nie widziałam żadnego artykułu na temat rozżalonych dziadków przeklinających własne dzieci, ani umęczonych dzieci, które jak bohaterzy we własnym domu z potępieniem patrzą na tą zawstydzoną garstkę, która zdecydowała się na instytucję. Zdaje się, że tutaj instytucje zajmujące się seniorami są oceniane jako jednoznacznie pozytywne rozwiązanie. Argumenty dziadków: dzięki temu nie będę ciężarem dla mojej rodziny i zachowam tą resztkę swojej godności i dobre wspomnienia po sobie. Po drugie, będę „wśród swoich”, gdzie nieco wolniejszy krok, problemy zdrowotne i mnóstwo wolnego czasu na leniwe pogawędki to standard. Argumenty dzieci: tego się po prostu nie da zorganizować! Człowiek ze starczą demencją wymaga opieki 24 h na dobę. To co, że zrezygnuję z pracy i całkowicie się temu poświęcę – w końcu trzeba chociażby wyjść na zakupy, a wtedy staruszek może po prostu zawinąć się z domu i po wejściu do pociągu byle jakiego zapomnieć gdzie jest i jak się nazywa. I całe poświęcenie poszło się paść!
Bardzo podobnie w stosunku do ośrodków specjalnych dla osób, które wymagają ciągłej opieki. Naturalne jest, że rodzice oddają dzieci do takich miejsc, nikt nie ciosą na nich za to kołków. Z drugiej strony tradycyjnie państwo zajmuje się osobami wymagającymi opieki. Ośrodki dla niepełnosprawnych, seniorów, chorych są naprawdę na dobrym poziomie i zapewniają profesjonalną obsługę. Zdarza się, że osoby, które radzą sobie same, na przykład dorosłe niepełnosprawne fizycznie, same podejmują decyzję o przeniesieniu się do specjalnego ośrodka, głównie ze względu na podobne towarzystwo, możliwość pracy, program socjalny i ciągłą pomoc i opiekę.
Dla większości Polaków brzmi to bardzo smutno i jakoś tak niehumanitarnie. Rodzic, który Ci tyłek podcierał za młodu i ślęczał po nocach nad Twoim łóżeczkiem w umieralni. Niepełnosprawny dzieciak oddany gdzieś do ośrodka jak zepsuta zabawka. Mój własny niemowlak przytulany przez jakąś obcą babę. I to okropne poczucie winy i porażki, jeśli po dwóch ucieczkach taty z demencją decydujemy się jednak na zatrudnienie profesjonalnej pomocy. W Polsce chwalimy się siłą naszych rodzin. Od wieków żyliśmy w dużych wielopokoleniowych rodzinach, gdzie opieka starszych nad młodszymi i młodszych nad starszymi była czymś naturalnym. Starsze dzieci pomagały w opiece nad młodszymi, średnie czytały dziadkom z coraz gorszym wzrokiem, na podwórkach z rozwrzeszczaną dzieciarnią z całej okolicy siedział jeden dorosły, który w razie potrzeby był upoważniony dać interwencyjnego klapsa co największym łobuzom. Miało to sens. Obecnie w kapitalistycznym, coraz szybszym świecie opieka nad słabszymi (dziećmi, niepełnosprawnymi, starszymi rodzicami) jest jak zabawa w tetris, gdzie żaden element do siebie nie pasuje. Jakąkolwiek rolę byśmy przyjęli – „tradycyjną”, czy „indywidualistyczną” – będziemy mieć poczucie winy wobec sprzecznych oczekiwań. Bo nie da się pogodzić roli świetnej matki/opiekunki i kobiety spełnionej osobiście i profesjonalnie.
Jaka jest na to recepta? Może nieco obniżyć oczekiwania wobec siebie samych i otoczenia? Nie grać bohatera, tylko przyjąć pomoc z zewnątrz? Wrzucić na luz? I nigdy przenigdy nie czytać żadnych forów, głupich artykułów ani komentarzy na internecie!
Każdy kij ma dwa końce, ale Polacy często widzą tylko jeden. Jest coraz więcej jest matek, które potrafią się realizować również zawodowo lub hobbystycznie. I coraz więcej kobiet, które rezygnują z macierzyństwa i głośno o tym mówią. Moja Mama zajmuje się swoją Mamą i myślę, że poza oporem psychicznym jest to także kwestia finansowa. Poza tym w Polsce takie miejsca nie cieszą się dobrą sławą, tutaj jest inaczej. Jeszcze daleka droga przed nami…
To, co podoba mi się w Twoim opisie zwyczajów szwajcarskich, to uwaga, że Szwajcarzy nie komentują wyborów innych ludzi. Jedni robią tak, inni inaczej i nikt tego nie komentuje, nie dogryza, nie szydzi, nie ocenia. Myślę, że w Polsce na tym polega problem. Może by jedna babcia z drugą pojechała do Senegalu, no, ale jak to, kto się zajmie wnukami, co ludzie powiedzą, jak będzie niania? Może by jedna czy druga mama rzuciła robotę i zajęła się tylko dzieckiem, ale nie chce być napiętnowana jako kura domowa i matka polka o kurzym móżdżku. Może inna z kolei kobieta woli nie mieć dzieci i zająć się tylko pracą, ale rodzina pyta „kiedy dzidziuś?”. A jeśli już ktoś podejmuje jakąś niepopularną decyzję, nie traktuje tego normalnie, robi z tego ideologię. Na przykład swego czasu czytałam historię ludzi, którzy zrobili ideologię z tego, że sa bezdzietni. Ok, nie chcą mieć dzieci, to ich sprawa, ale po co robić z tego artykuł na pierwszą stronę?
Ja zupełnie tego nie rozumiem. Niech każdy robi co chce, wybierze taki model życia, jaki odpowiada jemu i jego bliskim. Najważniejsze, żeby jak najwięcej osob bylo zadowolonych, a to, co myslą sąsiedzi albo co pisze prasa, to naprawdę nie jest takie istotne.
Bardzo fajny, skłaniający do myslenia wpis!
O tak, właśnie tego sformułowania szukałam – my Polacy z każdego naszego wyboru życiowego potrafimy zrobić ideologię i potem jej bronić jak Kmicic Częstochowy. Dokładnie, w punkt.
Jeśli struszek chce iść do domu starców to OK. Jednak często ci staruszkowie traktują to odesłanie ich do domu starców jako pozbycie się ich. I wcale nie chcą nigdzie się wynosić.
Od dawna uważam, że w Polsce ciągle mamy poważny problem z tolerancją. Bardzo często osoby, które uważają się za tolerancyjne, nie są takie wobec osób, które wybrały bardziej tradycyjny sposób życia. Kobietom pracującym przestają się podoba gospodynie domowe, niewierzącym wierzący i tym podobno, a to chyba nie w tę stronę powinno iść.
A co do opieki starszymi nad młodszymi i odwrotnie to akurat w dużej mierze zależy od sytuacji. W Polsce jeszcze wielu ludzi po prostu na to nie stać, a i domy opieki nie są takie fajne. A co dopiero mówić od biedniejszych krajach. Zmienią się możliwości, zmieni się i podejście.
Twój komentarz jest dla mnie fajnie odkrywczy – faktycznie – lepiej nie mogłaś tego ująć – „osoby, które uważają się za tolerancyjne, nie są takie wobec osób, które wybrały bardziej tradycyjny sposób życia.” SIC!!!!