Nie ma co, jutro referendum, kilka dni temu wypełnialiśmy i wysyłaliśmy kartę do głosowania, także jak psu kość należy napisać parę słów.
Więcej gadać mi się nawet nie chce, bo kwestia minimalnego wynagrodzenia 4000 franków wydaje mi się dość oczywista. Wynik referendum na ten temat wydaje się również przesądzony, dlatego nie ma co dłużej przystawać nad tematem. Ale kilka słów się należy.
Otóż większość Polaków włączając w to moją rodzinę uważa, że zarobki w Szwajcarii są tak wysokie, że znalezienie tutaj jakiejkolwiek pracy równa się załapaniu Pana Boga za nogi. Z własnego doświadczenia znam kilka osób, które przyjechały tutaj za pracą żegnani ze łzami zazdrości przez rodzinę i przyjaciół: „Mój syncio będzie zarabiał 7 tysięcy złotych na rękę! Nie darmo wyuczyłam go zajmować się krowami! Teraz to dopiero będzie panisko!” Panisko już w Szwajcarii się dowiaduje, ile są warte jego zarobki w tym kraju. Oczywiście dobra mina do złej gry – co prawda w Szwajcarii będzie mieszkał w baraku z piątką kolegów, ale w Polsce zacznie budować dom i pomyśli wreszcie o hucznym weselu. A co, w końcu panisko! I jego śladem pojadą sąsiedzi, koledzy, koleżanki… Nikt nawet przez moment nie pomyśli, że w Szwajcarii za te 3 tysiące franków nie da się godnie i normalnie przeżyć.
Patrząc chociażby na oferty pracy pojawiające się na forum Polacy w Szwajcarii, można by pomyśleć, że problem dotyczy przede wszystkim imigrantów, którzy wykonują nisko-wykwalifikowaną pracę. „Potrzebna dziewczyna do sałaty. Znajomość niemieckiego. 3200 chf” (rozmowna ta szwajcarska sałata). Jednak nie jest to prawda – wielu Szwajcarów wykonując pełnoetatową pracę nie jest się w stanie utrzymać – szczególnie, jeśli mieszkają w droższych kantonach. Fryzjerki, kasjerzy, sprzedawcy, nianie zwykle zarabiają mniej niż próg potrzebny do przeżycia w tym drogim kraju. Aż 10% pracujących w Szwajcarii nie przekracza tego magicznego progu 4000 chf na miesiąc. Co prawda, to według statystyk zarobki aż 60% pracujących w Szwajcarii nie przekraczają progu biedy, ale ja Wam nie powiem jaki jest ten próg według Szwajcarów, bo stwierdzicie, że należycie do tej większości!
Dlatego też szwajcarska partia socjalistyczna i związkowcy sporządzili projekt podniesienia minimalnego wynagrodzenia do 4000 chf. Wniosek, który, jak się dobrze zastanowić, jest w stanie przekonać wyłącznie tych, którzy uważają, że jak państwo nie ma pieniędzy to musi je dodrukować.
Jak się można było spodziewać, Rada Związkowa zdecydowanie odradziła swoim obywatelom poparcie wniosku grożąc zwiększeniem bezrobocia, zmniejszeniem atrakcyjności inwestycyjnej kraju i upadkiem wielu małych przedsiębiorstw.
Co prawda debata na temat wynagrodzeń poruszyła serca wielu dużych pracodawców, którzy zdecydowali się podnieść najniższe pensje w swoich firmach do magicznego progu 4000 chf (m.in. Lidl, H&M).
Wniosek najprawdopodobniej przepadnie w referendum. Według sondaży, ponad 60% respondentów zamierza zagłosować przeciwko. Ale referendum ma niestety również pewne konsekwencje „globalne”. Otóż ostatnio każde szwajcarskie referendum dotyczy bardzo istotnych tematów ekonomicznych. Przypomnijmy choćby październikowe referendum odnośnie zwiększenia najniższej płacy do 1/12 najwyższej płacy w firmie lub lutowe nieszczęsne referendum odnośnie ograniczenia imigracji. Dzięki swojemu ustrojowi, Szwajcaria co kilka miesięcy staje w niepewności odnośnie swojego przyszłego sukcesu gospodarczego. Do czego doprowadziła ta niepewność? Wiele firm się zastanawia odnośnie wycofania się ze Szwajcarii, ponieważ nie chcą rozwijać firmy w niestabilnych warunkach. Czyżby Szwajcaria mogła się stać ofiarą swojego sukcesu?
I pojawia się również następne pytanie – czy Polacy też potrafiliby mądrze odpowiedzieć w referendum odnośnie płacy minimalnej?