Stereotypowo o szwajcarskich wieśniakach i bankierach

Stereotypy mają to do siebie, że w 99% są krzywdzące. Patrząc przez pryzmat stereotypu, nie zauważymy żywej osoby wraz z jej wadami, zaletami i unikalną osobowością, ale na przykład patrząc na Joannę L.  – cycastą wieśniaczkę, która ubija masło jak nikt inny. Co akurat bardzo mi pasuje. Wolę to, niż żeby każdy się zastanawiał, czy w spodniach mam akurat to, a nie nic innego, a brody nie mam tylko dlatego, że się wyjątkowo z rana ogoliłam.

Niemniej jednak, należy pamiętać, że z czegoś te stereotypy wynikają, gdzieś istnieje jakiś ułamek prawdy. Nad tym ułamkiem dzisiaj się będę rozwodzić, ale nie w kontekście stereotypów dotyczących narodowości, ale że tak powiem stereotypów funkcjonujących „wewnątrz” Szwajcarii – Szwajcarów o Szwajcarach…z innych kantonów.

Zresztą wczoraj własnoręcznie „obiłam się” o szwajcarską przystępność w stosunku do mieszkańców innych kantonów w wykonaniu mojego własnego, osobistego Szwajcara. Akurat wygodnie zasiadałam sobie w fotelu czytając książkę, gdy posłyszałam samochód na naszym podwórku i jakieś pomrukiwanie na balkonie. Musiałam sobie aż zadać pytanie: „Czy my kupiliśmy psa stróżującego i zdążyłam o tym zapomnieć?”. Nie. Nie kupiliśmy. Nie musimy, bo mamy Szwajcara stróżującego i szczekającego na obcych. Znaczy się, ja mam. Szwajcar zaszczekał: „Pffff! Imigranci!” Na to, już miał zostać obsobaczony zdrowo za swoją nietolerancję, rasizm, ksenofobię, seksizm i jeszcze parę innych izmów, jak dodał: „Z Freiburga!”. Nie wierząc wyjrzałam z balkonu…i faktycznie, moim oczom się ukazał zagubiony samochód z rejestracją „FR”. Tak, tak, Freiburg to oczywiście Szwajcaria, jakby ktoś miał wątpliwości. To oczywiście wiele mówi o Szwajcarach. Moje jest mojsze i najmojsze, nie wejdź na moje, bo dostaniesz po twoim i tak dalej.

Dobrze, dobrze, co w takim razie Szwajcarzy myślą o mieszkańcach innych kantonów? Nie wymienię w moim tekście wszystkich kantonów, bo po prostu części z nich ani nie znam, ani nigdy nie bywałam, a ja nie z tych co „nie znam się, więc się wypowiem”. Zacznijmy od stolicy, Berna.

Mamy tutaj wiele haseł, ale mogę skupić się na jednym podstawowym. O mieszkańcach kantonu Bern mówi się, że są niezwykle wolni – w życiu, mowie i na drodze. W kantonie Vaud o samochodach z berneńską rejestracją mówi się potocznie „Berner Blitz”. Wiadomo, że jak berneńska błyskawica się wtooooczy na autostraaaaadę to jedzie woooooolno i się nie spieeeeeesząc. Reszta świata klnie i wyprzedza.

Następnie przerobimy górski kanton Valais (niem. Wallis):

Mieszkańcy Valais to prawdziwi górale – rasa której chyba nie obowiązują żadne narodowości. Uparci, niczym nie skrępowani, z fantazją, ale bardzo zamknięci w sobie. W Szwajcarii mają opinię alkoholololo, Apricotin i ten tego, metal. Nie wiem skąd, ale się mówi, że każdy porządny Valaisan słucha metalu, ma długie włosy i naburmuszone spojrzenie, a do tego nosi flagę Valais w klapie skórzanej kurtki! Nie wiem dlaczego, ale ja wszystkich mieszkańców tego kantonu akurat doskonale widzę przez pryzmat tego stereotypu. Na przykład wszyscy przydrożni sprzedawcy brzoskwiń. (Tak, tak, kanton Valais to olbrzymie sady brzoskwiniowe!) Wszyscy wyglądają jak obrażone, zarośnięte wilkołaki, a ich stoiska są najczęściej przystrojone w wieldżozną flagę Valais.

Przeciwieństwem tego jest mój kanton – Vaud (niem. Waadt).

Kanton Vaud jest uważany za najbardziej europejski, tolerancyjny, taki „do przodu”. To tutaj Lozanną rządzi lewica i Daniel Brelaz, którego osobowość najłatwiej podkreśla strój.

Wioskowi Szwajcarzy, gdy myślą „Vaudois”, mają przed oczami co najmniej Eminema, lub Jaya-Z. Widzą oczami wyobraźni wielkie blokowiska, młodzież bez perspektyw, szatańskie korporacje i międzynarodowe zepsucie. Mieszkańcy Lozanny na to wytrzeszczają oczy. Jakby chłopcy z podparyskich przedmieść potrafili czytać po polsku, właśnie przerzedziłaby się ich populacja o jakieś 90% w wyniku zakrztuszenia się właśnie wciąganą działką. Taaak. Największe blokowisko Lozanny to Renens, które chowa się jak struś przed naszą polską Nową Hutą (o której wcale nie mam najgorszego zdania!).

Dobra, przenieśmy się teraz do jakiegoś kantonu niemieckojęzycznego! Co Szwajcarzy myślą o Appenzellu?

Są dwa kantony regionu Appenzell, a stereotyp taki sam. No cóż, Appenzell to głębokie góry, koniec świata. Dlatego mieszkańcy tego regionu według stereotypu są bardzo niscy (ach ten chów wsobny!) i dziwni. Mówią ze śmiesznym koślawym akcentem, bardzo bardzo dalekim od oficjalnego niemieckiego, a nawet od szwajcarskiej jego wersji. Co więcej – oprócz sera jedzą tylko koty i psy, są konserwatywni i się nie myją. Co lepsza, połowa rodziny Steva pochodzi właśnie z tego kantonu, co mu nie przeszkadza całkowicie się zgadzać z powyższymi opiniami.

Dalej na warsztat idą trzy oryginalne kantony szwajcarskie: Uri, Schwyz i Unterwalden. Znów, stereotyp niezbyt się różni, dlatego jako przykład pokażę mapę Uri:

Mieszkańcy oryginalnych, środkowych kantonów Szwajcarii w oczach reszty kraju to takie szwajcarskie „rednecki” – nietolerancyjni rasiści, nacjonaliści i konserwatyści. Zwykle są traktowani oprócz tego jako zacofani wieśniacy i górale z szuflą gnoju. Stereotyp się trochę gryzie z faktami – otóż mieszkańcy Schwyz są statystycznie najbogatsi w stosunku do mieszkańców innych kantonów. Fakt jest faktem, że do Uri, Schwyz i Unterwaldu niewiele kto jeździ, a też, przynajmniej w Vaud, niezbyt widać nawet rejestracje z tych kantonów, także być może te kantony zamieszkuje jakaś nieznana, obca rasa, a cała reszta po prostu o tym nie wie.

Stereotypowy mieszkaniec Zurychu to arogancki pretensjonalny bankier „bling, bling”, który akurat wybiera się na najładniejsze prostytutki w kraju. (Hmmmm?) Genewa to taki francuskojęzyczny Zurych.

Więcej kantonów albo nie znam, albo stereotyp sprowadza się do „konserwatywny”, „nudny” lub „wieśniacki”.

A my, Polacy, mamy też coś za uszami? Oczywiście, mówi się, że Kielczanie to scyzoryki, Radomianie „chytre baby”, Lublinianie to centrum katolibanu, Krakowiacy nie widzą zza czubka swojego nosa, Poznaniacy to dusigrosze, a Warszawiacy fatalnie prowadzą auto. A tak w ogóle to się wszystko sprowadza do tego, że tak naprawdę to Ci Warszawiacy, Krakowiacy, Poznanianie itd. pochodzą w 99% ze wsi. I tak, chociaż się urodziłeś w mieście, każdy Ci wypomni, że stryjeczna babka pociotki wuja chowała świnki, a Twój obiad przed podgrzaniem zajmował stateczne miejsce w słoiku. Tu akurat stereotyp według mnie trafił w sedno, chociaż ja zawsze woziłam ze sobą plastikowe pojemniki – bardziej praktyczne i lżejsze. Nawet jajka od szczęśliwych wujkowych kurek ze sobą woziłam. Przyznaję, że po raz pierwszy zjadłam świadomie sklepowe jajka dopiero po przeprowadzce do Szwajcarii. Taki ze mnie wieśniak pełną gębą.

One thought on “Stereotypowo o szwajcarskich wieśniakach i bankierach

  • 15 maja, 2014 at 7:40 am
    Permalink

    Fajnie tak poczytać o stereotypach wewnątrz kraju 🙂 Jest to interesująca ciekawostka krajoznawcza 😀

    W Polsce też jest całe mnóstwo stereotypów 🙂 Bywa nawet tak, że w obrębie mniejszych miejscowości, wsi tworzą się stereotypy na temat mieszkańców tej drugiej,trzeciej, czwartej miejscowości.

    Reply

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.